12 DNI NA LESBOS
Relacja Snapchatowa dla Gazety Wyborczej
z obozu dla uchodźców na Lesbos
W minionym roku media zostały zdominowane przez sprawę uchodźców. Temat ten był często używany do rozgrywek ideologicznych pomiędzy różnymi politycznymi frakcjami, ale również stał się formą taniej sensacji podsycającej poczucie zagrożenia Państwem Islamskim i atakami terrorystycznymi, na tle której ginął dramat ludzkich tragedii. Skupieni na hollywoodzkiej narracji dobry-zły bohater i na efektownych tezach, które upraszczają kontekst – grozę bliskowschodniej wojny domowej oraz gospodarczą i społeczną entropię dużej części Afryki – zapomnieliśmy, że uchodźcy to przede wszystkim ludzie. 847 tysięcy żyć ludzkich, które według danych ONZ przybyły w zeszłym roku do Europy. Najpierw oswoiliśmy, a potem wymazaliśmy z pola widzenia przykry fakt, że przez Morze Śródziemne nadal płyną łodzie.
To wynikające ze zobojętnienia embargo informacyjne: „E, tych obrazków tyle już było, kogo to jeszcze interesuje” i ofensywa publicystycznych stereotypów sprawiły, że postanowiłyśmy same dotknąć problemu. Pojechałyśmy na Lesbos – wyspę symbol, miejsce, w którym lądowała ponad połowa z 470 tysięcy ludzi, jacy w zeszłym roku szukali schronienia w Grecji. Mając w głowie efektowne liczby – że uchodźców jest sześć razy tyle, co mieszkańców wyspy, że tylko jednego miesiąca, w listopadzie 2015 roku, na Lesbos przypłynęło 90 tysięcy ludzi, gdy miejscowych jest wszystkiego 86 tysięcy – chciałyśmy zobaczyć, jak dziś wygląda życie jednych i drugich. Co się zmieniło w Grekach, w życiu migrantów i wolontariuszach, którzy spędzają dnie i noce w obozach.
Jak wyglądała sytuacja na Lesbos kiedy tam byłyśmy? Było dość stabilnie, chociaż czuło się, że ten spokój jest zbudowany na bardzo wątłych podstawach. W trzech obozach przebywa ponad trzy tysiące uchodźców. Liczba nowo przybyłych spadła znacząco po 20 marca, czyli po wejściu w życie umowy pomiędzy Ankarą a Unią, zgodnie z którą uchodźcy wojenni mogą zostać w Grecji, a migranci ekonomiczni lub o nieuregulowanym statusie zostaną odesłani do obozów w Turcji.
W obozie Kara Tepe jednym z trzech obozów na wyspie, gdzie przebywa około 700 uchodźców, głównie syryjskich rodzin, poprawiły się warunki sanitarne i wyżywienie. Niestety w największym z obozów – Morii, panuje przeludnienie (obóz mieścił ponad 2000 osób, będąc przeznaczonym na 1,5 tysiąca), fatalne warunki do spania, kłopoty z jedzeniem i sanitariatami. Dawały też znać o sobie konflikty pomiędzy różnymi etnicznymi mniejszościami zamieszkującymi teren obozu, co doprowadziło w rezultacie do spłonięcia Morii w nocy z 19 na 20 września tego roku.
Szwankuje obieg informacji, ludzie nie mają jasności co do tego, jak wyglądają zmieniające się co jakiś czas prawa. Uzyskanie informacji na temat azylu również nie jest takie proste. Jest też mało tłumaczy mogących się skomunikować z uchodźcami. Depresja to powszechna przypadłość, również wśród najmłodszych, ale jak w nią nie popaść, jeśli stan zawieszenia trwa miesiącami, oszczędności błyskawicznie topnieją, a bez pozwolenia na pracę nie sposób zarobić na utrzymanie. W ten sposób ludzie jeszcze niedawno czynni zawodowo, posyłający dzieci do szkół, studiujący, na dobre wypadają ze współczesnego cywilizacyjnego obiegu.
Dobrze przynajmniej, że mogą liczyć na gospodarzy. Lokalna społeczność błyskawicznie zorganizowała się i zaczęła pomagać przybyszom, mimo że telewizyjne kadry z łodziami pełnymi uchodźców odstraszyły turystów, fundament wyspiarskiej gospodarki. Może dlatego, że wyspiarze sami wiedzą, jak smakuje tułaczka – ponad połowa z nich to potomkowie tureckich Greków, którzy wylądowali na Lesbos po wojnie grecko-tureckiej w latach 1919-22. To nie przypadek, że w tym roku Grecja za postawę swoich obywateli jest nominowana do pokojowego Nobla.
Sprawa uchodźcza nie jest jednak sprawą tylko Grecji. Od czasu zakończenia II wojny światowej, nie było takich migracji ludności. Dziś ponad 65 milionów ludzi jest przemieszczonych. Ci ludzie nie znikną i warto to sobie uświadomić. Polska, nie tylko jako kraj Unii Europejskiej powinna czynnie brać udział w rozwiązywaniu tej sytuacji.
Mamy nadzieję, że relacją z naszego pobytu na Lesbos przypomnimy o tym fakcie na nowo. Sprawozdanie z pobytu postanowiłyśmy opowiedzieć nowym medium. Takim, które dociera do młodego odbiorcy i pozwala wejść w intymną relację – z nim i z bohaterami, których spotyka dziennikarz. Stąd Snapchat. Lęki, nadzieje, przeżycia uchodźców i ich gospodarzy umieściłyśmy w pierwszym polskim reportażu snapchatowym.
Zapraszamy do obejrzenia filmu:
12 dni na Lesbos from hirszalex on Vimeo.