aleksandra  hirszfeld
.
  • o mnie/about me
  • projekty/projects
  • kontakt/contact

MONADOLOGIA WARSZAWY



Dwunastu aktorów, trzy projektory, trzy ekrany zbudowane z żyłek, dwanaście lin, dwanaście przezroczystych kul, dwa czarne podesty, jeden chomik.


Czarna przestrzeń. Od góry do 1/2 powierzchni sceny zawieszone drobno utkane żyłki, tworzące rodzaj ściany, na której można wyświetlić obraz z projektora. Takie same żyłki wiszą pod lekkim kątem po bokach (tworząc razem z główną ścianą rodzaj trapezu). Na scenie znajduje się 12 aktorów. Każdy ubrany jest w miejski strój i ma na głowie przezroczystą kulę. Wszyscy stoją w dość regularnym rozstawieniu i niedaleko od siebie, tworząc rodzaj geometrycznej „konstelacji”. Każdy z aktorów jest również przymocowany do liny zamocowanej u góry (najlepiej mało widocznej), tak by mógł swobodnie kiwać się wahadłowo.


AKT I

Muzyka elektroniczna– pojedyncze dźwięki
Ciemność

Z trzech projektorów puszczany jest obraz na ściany z żyłek. Na głównej, środkowej ścianie panorama Warszawy z PKiN w centrum; na dwóch pozostałych początkowo przedłużenie panoramy a następnie w przyśpieszonym tempie obraz ulic z jadącymi przez nie samochodami i idącymi ludźmi (jedna ściana jest odbiciem lustrzanym drugiej).


Aktor 2:
I jak to samo miasto z różnych stron oglądane wydaje się inne i jest jakby perspektywicznie pomnażane, tak samo dzięki nieskończonej mnogości substancji prostych istnieje jak gdyby tyleż różnych wszechświatów, które jednak są tylko perspektywami jednego i tego samego wszechświata według różnych punktów widzenia każdej… monady.




Pada światło punktowe na głowę-kulę Aktora 2 (znajdującego się w pierwszym szeregu)

Aktor 2:
Jest to sposób otrzymania największej możliwej różnorodności, ale z największym, jaki być może, ładem, to znaczy jest to sposób otrzymania największej możliwej doskonałości.


Głos z offu:
Aktor 2 rusza ustami, jakby mówił to samo, co głos z offu, ale z kilkusekundowym opóźnieniem:

Jeśli zaś chodzi o monadę, to jest ona niczym innym jak tylko ową substancją prostą, wchodzącą w skład rzeczy złożonych; prostą, to znaczy bez części.


Dochodzą dodatkowe światła, miękko zarysowujące przestrzeń zajmowaną przez pozostałych Aktorów.

Aktorzy poruszają się synchronicznie w zmiennym tempie ruchem wahadłowym, raz w przód, raz w tył, to znów na boki, wykorzystując rozciągliwość liny.

Wszyscy (synchronicznie):

Muszą zaś istnieć substancje proste, ponieważ istnieją rze­czy złożone; rzecz złożona bowiem jest niczym innym, jak nagromadzeniem czyli agregatem rzeczy prostych.


Przestają się poruszać. Pozostają w wychyleniu na prawo (patrząc od strony widza).


Głos z offu:
Tam zaś, gdzie nie ma części, nie jest możliwa ani roz­ciągłość [ czterech aktorów powraca do pionu],ani kształt [kolejnych czterech powraca do pionu], ani podzielność [ostatnia czwórka powraca do pionu i po sekundzie jeden z aktorów stojących po lewej stornie w środkowym rzędzie opada powoli na lewą stronę]


Aktor, który przechylił się, mówi:
Monady te są tedy właściwymi atomami natury i jednym słowem pierwiastkami rzeczy.

[Wszyscy prócz aktora, który przechylił się, lekko i rytmicznie kołyszą się synchronicznie w tym samym kierunku, po kwadracie, w małym wychyleniu.]

Nie należy się w nich też obawiać rozkładu i nie da się zupełnie pomyśleć, w jaki sposób substancja prosta mogłaby, zginąć…


Jeden z aktorów po prawej stronie w pierwszym rzędzie przechyla się gwałtownie do przodu i mówi:
drogą naturalną.


Wszyscy aktorzy nieruchomieją.
Światła powoli gasną.
Muzyka elektroniczna – pojedyncze dźwięki

Na głównym ekranie pojawia się mapa Warszawy: z pojedynczych kresek powstają ulice, wyrastają budynki (ważniejsze punkty instytucjonalno/kulturalne dzisiejszej Warszawy –typu TR Warszawa, stadion Polonii, Chłodna 25 – oraz te, które istniały kiedyś, np. Bazar na Stadionie Dziesięciolecia, zlikwidowany klub jazzowy itd.). Przy każdym budynku, który zostanie już narysowany i nazwany, „wchodzimy do środka” – slajd przyspieszonych zdjęć, szybkich ujęć poszczególnych miejsc, z różnej perspektywy. Na bocznych ekranach pojawiają się/migają postaci – sfotografowani wcześniej na ulicy ludzie, w planie bliskim ( do bioder).

Aktor 2:
Dla tego samego powodu nie da się pomyśleć, jakobysubstancja prosta mogła w naturalny sposób powstać, ponieważ nie może być utworzona drogą złożenia.




Aktor 3:
Tak więc można powiedzieć, że monady mogą powstawać lub ginąć tylko za jednym zamachem, to znaczy, że mogą powstać tylko drogą stworzenia, a zginąć drogą unicestwienia, gdy tymczasem to, co jest złożone, powstaje i ginie częściami.


W świetle projekcji filmowej aktorzy zaczynają w swoim tempie ruszać się wahadłowo, zmieniając rytm (przyspieszając).

Nadal słychać pojedyncze dźwięki i szum w tle.


Aktor 2:
Nie da się też wytłumaczyć, jak by monada mogła ulec przeistoczeniu lub zmianie w swoim wnętrzu ze strony jakiej innej rzeczy stworzonej,


Aktor 3:
Nie można w niej nic przestawić, ani się nie da pomyśleć żaden wewnętrzny ruch, który, by w niej można wzniecić, skierować, zwiększyć lub zmniejszyć…


Aktor 1:
… jak to można w rzeczach złożonych, gdzie zachodzą zmiany między częściami.


Aktorzy przestają się ruszać:
Słychać „plum”.

Na ekranie pojawia się stadion piłkarski, na murawie stoją kibice. Kamera zbliża się do stojących. Stajemy twarzą w twarz z jednym z nich. Boczne plansze gasną.

Aktorzy synchronicznie:
Monady nie mają okien, przez które by cokolwiek mogło się do nich dostać lub z nich wydostać.

Śpiew – chór kibiców: „monady nie mają okien, monady nie mają drzwi” (synchronicznie z obrazem na ekranie)

Aktorzy w międzyczasie wychodzą z lin i przynoszą dwa podesty.
niknie obraz.


AKT II

Ciemność. Słychać pojedyncze dźwięki elektroniczne i niektóre odgłosy miejskie (szumy, dźwięki pojazdów, klakson – ale wszystko w wyciszeniu, jako tło – nie agresywnie, minimalistycznie i harmonijnie)

Na głównej planszy i po bokach pojawiają się obrazy zarysowanej już mapy Warszawy z centralnym PKiN, od którego rozchodzą się promieniście świetliste linie, zapalając tym samym inne punkty. Przy czym nie zawsze punkt zapala się od linii, część „po prostu” się zapala.

Dochodzi, jako kolejny element dźwiękowego tła – (nie nachalnie, dość mocno zniekształcony) sam głos żeński, śpiewający „Ze światła poczęte moje miasto” Marii Peszek (bez muzyki oryginalnie towarzyszącej tej piosence)



Głos z offu:
Rzeczy złożone są podobne do prostych. Ponieważ wszystko jest pełne, co też całą materię czyni spoistą, i ponieważ w pełni wszelki ruch wywiera jakiś skutek na ciała odległe w miarę odległości, tak że każde ciało podlega działaniu nie tylko tych, które go dotykają i w taki lub inny sposób odczuwa wszystko co się im przydarza, ale także przez ich pośred­nictwo odczuwa te, które dotykają pierwszych dotykających go bezpośrednio, wynika stąd, że komunikacja ta sięga na jaką­kolwiek odległość. A zatem każde ciało odczuwa wszystko, co się dzieje we wszechświecie, tak że ten, który widzi wszystko, mógłby w każdej części wyczytać to, co się dzieje wszędzie, a nawet co się działo lub będzie działo, zauważając w tym, co obecne to, co odległe, tak według czasów, jak według miejsca.


Wchodzi Aktor 2 i stając na podeście postawionym z przodu, na środku sceny zasłania częściowo obraz z głównego obrazu (z Pałacem kultury).


Aktor 2:
Każda monada stworzona wyobraża cały wszechświat.

Wyobraża ona wyraźniej ciało szczególnie jej przydzielone którego stanowi…
(zapalają się jeszcze mocniej wszystkie punkty wcześniej zaznaczone na mapie, tworząc rodzaj świetlistego „gwiazdozbioru”)
entelechię.


Głos żeński z offu (może być ten sam) : „entelechia, entelechia, entelechia…” (jako echo, ale bardziej „śpiewająco” niż mówiąco i w zniekształceniu cyfrowym)

Pojawia się miękkie światło po lewej stronie.

8 aktorów turla się z lewej strony do środka (wypełniając przestrzeń między lewą stroną a podestem) z kulami na głowach zwróconymi do widowni.


Aktor 2:
Wszystkie substancje, proste czy monady stworzone moż­na by nazwać entelechiami, ponieważ mają w sobie pewną doskonałość,jest w nich pewna samostarczalność, czyniąca z nich źródła własnych czynności wewnętrznych i jakby bezcielesne automaty.


Pojawia się miękkie światło po prawej stronie oraz pada światło punktowe na podest, oświetlając aktora 2.


Aktor 1, odwrócony głową do publiczności, wychodzi z mroku zza kotar z prawej strony, niosąc kulę, w której znajduje się chomik (rodzaj domku-zabawki dla chomika – kula w której chomik biega) i kładzie ją na podeście, z którego zeskakuje wcześniej stojący na nim Aktor 2 :


Aktor 1:
Ciało należące do monady, będącej jego entelechią albo duszą, stanowi wraz z entelechią to, co można nazwać istotą żyjącą, a z duszą to, co można nazwać zwierzęciem.

Aktorzy leżący na podłodze tworzą rodzaj „gąsienicy”, czyli jeden aktor turla się po pozostałych, a gdy dochodzi do końca, kolejne ciało wchodzi na „gąsienicę”. Aktor 1 i Aktor 2 kucają przyglądając się kuli-chomikowi. Aktor 2, popychając lekko palcem kulę i wprawiając ją w ruch, mówi:
To ciało zaś istoty żyjącej albo zwierzęcia jest zawsze organiczne.


Aktor 3, łapiąc kulę i popychając ją w drugą stronę, dodaje:
Każda monada jest na swój sposób zwierciadłem wszechświata, a wszechświat jest urządzony według doskonałego ładu, musi być ład także w tym, co monada wyobraża, to znaczy w percepcjach duszy, a zatem w ciele, według którego świat jest w niej wyobrażony.

Aktorzy zamierają nad kulą, która turla się po kwadracie podestu. Na płaszczyźnie głównego ekranu zostają wyświetlone „wnętrzności” zegara – poruszające się powoli zębate koła. Na dwóch pozostałych płaszczyznach wyświetlany jest obraz chomika biegającego po kolistej bieżni.


Głos z offu:
Każde tedy ciało organiczne istoty żyjącej jest rodzajem boskiej maszyny albo naturalnego automatu, nieskończenie przewyższającego wszystkie automaty sztuczne. Maszyna bowiem stworzona sztuką ludzką nie jest maszyną w każdej ze swoich części. Na przykład: ząb koła mosiężnego ma części czy cząsteczki, które dla nas nie są już czymś sztucznym i nie mają już nic z maszyny w stosunku do użytku, do jakiego koło jest przezna­czone. Ale maszyny natury, to znaczy ciała żyjące, są maszynami jeszcze w najmniejszych swych cząstkach, aż do nieskończoności.
Aktor 1, Aktor 2 odrywają się od chomika i zwracając się do publiczności, mówią:
To właśnie stanowi różnicę miedzy naturą a sztuką.

Aktorzy wstają i schodzą ze sceny (zabierając przy okazji chomika).

Głos z offu:
Widać stąd, że istnieje cały świat stworzeń istot żyjących, zwierząt, entelechii, dusz, w najmniejszej cząsteczce materii.

Na głównej ścianie z żyłek ukazuje się satelitarna mapa wszechświata, która pomału, efektem przybliżenia pokazuje coraz więcej szczegółów (planety, ziemia, zarys kontynentów, Europa, Polska, Warszawa - siatka ulic itd., dochodząc na końcu do płynącej Wisły (lub jakiegoś basenu z wodą)), zaś po bokach pokazane są filmy z ruchomymi fraktalami (np. http://video.google.pl/videoplay?docid=1619313842463920970&ei=OGE2SZblN4Kg2gK56sXwAg&q=fractals&hl=pl ).

Głos z offu:
Każdą cząstkę materii można sobie wyobrazić jako ogród pełen roślin i jako sadzawkę pełną ryb. Ale każda gałązka rośliny, każdy członek zwierzęcia, każda kropla jego wilgoci, jest zno­wu takim ogrodem, albo taką sadzawką.

I chociaż ziemia i powietrze ujęte między rośliny ogrodu, albo woda ujęta między ryby sadzawki, nie są rośliną ani rybą, jeszcze jednak rośliny i ryby zawierają, ale najczęściej tak nikłe, że dla nas niedostrzegalne.

Tak więc nie ma na świecie nic leżącego odłogiem, bez-płodnego, ani martwego; żadnego chaosu, żadnego zamieszania innego, niż pozorne, mniej więcej jakby się to wydało w sadzawce na odległość, z której byśmy widzieli niewyraźny ruch i jakoby skłębienie ryb w sadzawce, nie rozróżniając ryb samych.

Widać stąd, że każe ciało żyjące ma swą entelechię panującą, która jest duszą w zwierzęciu ale członki tego żyjącego ciała są pełne innych żyjątek, roślin, zwierząt, z których każde ma znowuż swoją entelechię albo duszę panującą.


(w międzyczasie niepostrzeżenie wchodzi dwóch aktorów i staje na wysokości głównej ściany z żyłek w momencie, gdy pojawi się na niej Wisła (lub basen)). zapalają się boczne światła punktowe, oświetlając parę aktorów.

Głos z offu:
Dusza tedy zmienia ciało powoli tylko i stopniowo. Tak jak nie bywa nigdy pozbawiona naraz wszystkich swych organów.

Aktor 1 i Aktor 2 powoli ruszają rękami i uginają kolana, sprawiając wrażenie, jak gdyby płynęli żabką, wdychając (nosem) i wydychając (ustami) rytmicznie i na głos powietrze.

Głos z offu:
To też sprawia, że nie ma nigdy całkowitych narodzin, ani doskonalej, w ścisłym znaczeniu, śmierci, polegającej na odłączaniu duszy. To zaś, co nazywamy narodzinami, są to rozwijania się i rozrosty

(Aktorzy 1 i 2 w szybkim tempie, pulsacyjnie wdychają powietrze, przyspieszając)


Głos z offu:
jak to co nazywamy zgonami, są to zwijania się i pomniejszenia.

(Aktorzy 1 i 2 kurczą się i pomału i anemicznie poruszają kończynami, wydychając powietrze) .
Dźwięki: niesynchroniczne oddechy oraz muzyka.
Ciemno.
Aktorzy niepostrzeżenie schodzą ze sceny, zabierając podesty.


AKT III

Ciemno.

Z projektora środkowego puszczone video: sygnał TVNinfo. Kamil Durczok mówi do kamery ze studia:
Filozofowie byli w wielkim kłopocie co do pochodzenia form, entelechii czyli dusz; ale dzisiaj, dzięki dokładnym bada­niom przeprowadzonymnad roślinami, owadami i zwierzę­tami, zdano sobie sprawę, że organiczne ciała natury nigdy nie powstają z chaosu ani z gnicia, ale zawsze z nasion…

(na bocznych ścianach pojawia się wcześniej już występująca mapa ze świecącymi, pomału się rozpalającymi punktami)

…w których bez wątpienia istniała jakaś preformacja; stąd wniosek, że nie tylko ciało organiczne było tam już przed poczęciem, ale nadto dusza w tym ciele, i jednym słowem zwierzę samo; i że za pomocą poczęcia zwierzę to zostało tylko przysposobione do wielkiej przemiany, by się stać zwierzęciem innego gatunku. Coś podobnego widzi się nawet i poza aktem płodzenia, jak kiedy z robaków powstają muchy, albo z gąsienic motyle.

Słychać trzepot skrzydeł owadów oraz muzykę/pojedyncze dźwięki jako tło.
Gaśnie projektor.
Na scenę wchodzi Aktor 1

Aktor 1:
Była to jednak dopiero połowa prawdy: pomyślałem tedy, że jeżeli zwierzę nigdy naturalną drogą nie powstaje, nigdy też naturalnie nie ginie, i że nie tylko narodzin nie będzie, ale i cał­kowitego zniszczenia, ani śmierci w ścisłym znaczeniu. A rozu­mowania te a posteriori i oparte na doświadczeniach godzą się doskonale z moimi zasadami powyżej a priori wydedukowanymi.
( powoli zdejmuje swoją kulę z głowy)

Aktor 1:
Można tedy powiedzieć, że nie tylko dusza (zwierciadło niezniszczalnego wszechświata) jest niezniszczalna ale i zwierze samo, chociaż często maszyna jego ginie częściowo i zrzuca lub przyjmuje powłokę organiczną.
(i turla ją za kotarę)

Aktor 1:
Zasady te dały mi możność wytłumaczenia w sposób na­turalny połączenia czyli przystosowania duszy i ciała organicz­nego. Dusza idzie za swoimi prawami a ciało też za swoimi, spo­tykają się zaś na mocy przedustawnej harmonii między wszyst­kimi substancjami, ponieważ wszystkie są wyobrażeniami jedne­go i tego samego wszechświata.

Gaśnie światło. Projektor rzuca na ścianę z żyłek ten sam obraz, co na początku: panoramę miasta z Pałacem Kultury, który tym razem znajduje się w kulistej, przezroczystej bańce….

Słychać zniekształcony śpiew: entelechia, entelechia...




powrót

Powered by Create your own unique website with customizable templates.